zakładki

środa, 25 czerwca 2014

Trwały lakier to ładny lakier.

Cześć Kochani,

W moim życiu zdarzają się sinusoidalne okresy malowania paznokci. Albo ciągle maluje, tj. co kilka dni nowy kolor i tak przez jakiś czas, albo nie maluję przez kilka tygodni w ogóle. I tak sobie czas leci. Teraz jestem w tym bardziej kobiecym i eleganckim okresie, a więc na moich paznokciach goszczą po kolei różne lakiery.

Dlatego też chciałabym się pochwalić jednym z nich. Zakupiłam go nie dawno, bo o dziwo nie miałam do tej pory tego typu koloru w swych zasobach lakierniczych.



Mowa o lakierze Sephora (30zł). Kolor Vibrant Coral zachwyca swą różnorodnością. W zależności od światła na płytce paznokcia pojawić się może kolor różowy o różnej intensywności jak również niemalże pełna czerwień. Z pewnością nie jest to kolor nudny i ma niemałe grono wielbicielek.


 
 Lakier o pojemności 10 ml starczy na pewno na długo, choć w moim przypadku boję się, że duża jego część się zbyt mocno zagęści czy zeschnie i będę musiała wyrzucić. Wierzę jednak, że dla niejednej osoby duża pojemność jest dużym plusem.

Aplikacja lakieru jest niezwykle przyjemna i prosta. I choć ciężko w to uwierzyć (ja nigdy w to nie wierzyłam) wystarcza jedna jego warstwa. Przepięknie kryje i nie pozostawia żadnych smug. Wygląda niczym tafla.
I powiem Wam taką anegdotkę. Byłam w Douglasie szukając jakiegoś pastelowego lakieru i Pani zauważyła, że mam świetny lakier. Zapytała jaki to. Powiedziałam, że Sephora i Pani tylko odpowiedziała, że nie wie czy ten na który patrze jakkolwiek przyrówna się do tego.
Także myślę, że ten jest absolutnie fantastyczny.

I co najważniejsze utrzymuję się spokojnie tydzień bez większych odprysków. Na zdjęciach możecie zobaczyć lakier w jego trzeciej dobie.





 Jestem z niego na prawdę zadowolona.

A jak to u Was jest z malowaniem paznokci? Zawsze macie pomalowane, czy tak jak ja tylko okresowo? I jak Wam się podoba moje nowe odkrycie :)?

Kolorowe całusy, 

Kasieńka


sobota, 21 czerwca 2014

WYNIKI ROZDANIA !!!


Witajcie Kochani,

Przychodzę do Was z wynikami naszego rozdania! Od razu najmocniej chciałabym Was przeprosić, że musiałyście 6 dni czekać na wyniki, ale powiem Wam, że sesja mnie pochłonęła w całości. Och wyjątkowo ciężki semestr a do tego kompletny brak czasu na naukę i wszystko inne. Ale kobieta silną jest dlatego się nie poddaję! I Wam życzę tego samego :)

Było dużo zgłoszeń, z czego razem z K. ogromnie się cieszymy. Jest nam miło, że coraz częściej i chętniej do nas zaglądacie. To na pewno nie ostatnie rozdanie, ponieważ niesamowitą przyjemność sprawia nam obdarowywanie raz na jakiś czas nasze kochane czytelniczki. Dawanie prezentów wciąga, nie sądzicie :)?

Więc czas na wyniki :)


Maszyna losująca wskazała na Science Woman i był to los za baner :) Serdecznie gratulujemy!

Kochana, czekamy na maila z twoimi danymi do wysyłki (przez tydzień).

Wszystkim raz jeszcze dziękujemy za udział i życzymy powodzenia w kolejnych i innych rozdaniach :)

Buziaki, 

Kasieńka :* 

piątek, 13 czerwca 2014

Coś, co przekonało mnie do częstszego nawilżania dłoni...

Cześć!

Dzisiaj chciałabym Wam pokazać pewien produkt- krem do rąk. Niby krem do rąk to krem do rąk i ma po prostu nawilżać, ale jak dotąd bardzo przeszkadzała mi warstwa, którą każdy przeze mnie używany zostawiał na rękach. Chwilę potem miałam wrażenie, że wszystko jest w kremie do rąk, a tego Kasia nie lubi, oj nie lubi...


Weźmy dziś na tapetę witaminowy krem do rąk marki Lirene. 

Sięgnęłam po niego przypadkiem- w końcu szukałam czegoś, co w końcu będzie się szybko wchłaniać. Pomimo wielu zapewnień producentów tak nie było, więc też sceptycznie podeszłam do tego.

Pierwsze zdziwienie nastąpiło już po pierwszym użyciu. Faktycznie! Nic nie czuć na rękach- żadnej powłoczki, nic tłustego- cokolwiek złapałam po chwili od aplikacji nie wyślizgiwało się z ręki! Wow!

Wielkich problemów z dłońmi to raczej nie mam, jakoś bardzo szorstkie i wysuszone nie są, ale przy częstym myciu ich różnymi detergentami zdarza im się przesuszyć. Wtedy z pomocą śpieszy mi Lirene.


W składzie możemy znaleźć m. in. olejek z awokado, witaminy A, E, K i PP, kwasy tłuszczowe czy aloes- w każdym razie pisze tak producent. Dodatkowo umieścił aloes- a wiadomo jaki on jest świetny.

Krem faktycznie świetnie nadaje się do używania w ciągu dnia- sięgam po niego z ogromną chęcią! Jest wydajny, wystarczy niewielka ilość rozprowadzona na dłoniach i uzyskuję satysfakcjonujący mnie efekt.

Dostaniemy go w większości drogerii, marketów itp. i jego koszt wynosi około 6 zł za 75 ml- więc jak dla mnie stosunek jakości do ceny jest jak najbardziej adekwatny.


Po raz kolejny- produkt firmy Lirene mnie nie zawiódł, a spełnił w 100% moje oczekiwania. Nie wiem jak wypadają inne serie- tę do skóry suchej mogę Wam polecić z czystym sumieniem. Z pewnością będę do niego wracać.

A jakie Wy kremy polecacie? Macie jakiś swój ulubiony? Czy eksperymentujecie i nie przykładacie większej uwagi do tego produktu?

Pozdrawiam serdecznie,

K. ;*


P.S. Przypominam o naszym rozdaniu! To już ostatnie dni!

niedziela, 8 czerwca 2014

W pogoni za pudrem - akt IV

Cześć Kochani,

Przyszedł czas na kolejny, transparentny, biały puder. Tym razem, tak jak zapowiadałam w "trafionym zatopionym", jest to produkt z oferty firmy Oriflame.


Produkt całkowicie biały i jak dla mnie nieco za bardzo rozdrobniony, choć nie ukrywam, że w porównaniu do Essence jest bogiem pod tym względem. 
Z tym pudrem wiąże się krótka historia. Otóż na początku byłam, może nie jakoś idealnie zachwycona, ale zadowolona. I pewnego dnia mama zadała mi pytanie "dziecko, co ty taka blada? Masz anemie! Na pewno jesteś chora". Zbagatelizowałam problem. Po kilku dniach znowu, i znowu i znowu, aż Kasieńka wpadła na pomysł! Zawszę słyszałam takie pytanie, gdy byłam przypudrowana tym kosmetykiem.  
 Chciałabym zauważyć, że nie używam go zbyt dużo, tak by mnie bielił. Delikatne przejechanie pędzlem jakiejkolwiek części ciała - czyni ją bledszą. Nie białą, lecz bledszą. No i co tu dużo mówić, już taka zadowolona nie byłam. 
 Puder zużyłam, ale nie kupię ponownie, bo nie widzę w tym sensu. Choć na pewno dobrze matował i efekt ten utrzymywał się wystarczająco długo jak dla mnie.



Puder kupiłam za namową zadowolonej koleżanki. Mówiła, że świetny i jest w tym troszkę prawdy. Ale zapomniała dodać "kup jeżeli lubisz efekt mąki na twarzy " ( Ale to już z uśmiechem na twarzy piszę :) )

Opakowanie jakie jest widzicie na zdjęciu. Do pudu nie ma dołączonej żadnej gąbeczki czy puszka, ale zauważyć muszę jedną bardzo istotną rzecz. Otóż opakowanie jest dość wysokie po otwarciu. dzięki czemu puder nie rozsypuje się po całym pokoju. I to jest MEGA, wielki plus. Góruje tym nad pudrem FM Group. Wydajność - w porządku.


  INGLOT ESSENCE FM GROUP ORIFLAME
Efekt matujący tak tak tak tak
Utrwalenie makijażu tak raczej tak tak tak
Konsystencja bardzo dobra kiepska dobra średnia/dobra
Opakowanie eleganckie solidne ale tanie mogłoby być lepsze fantastyczne lecz plastikowe
Wydajność średnia nie najgorsza dobra dobra
Cena 40 zł za 2,5 grama 15 zł za 11 gram 22,90 zł za 5 gram w promocji 30 zł za 7 gram
Czy jestem zadowolona? TAK Raczej nie TAK niestety NIE



Znacie, lubicie? Co jeszcze mi polecacie :) ?

Całusy,

Kasieńka :* 


czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdania, rozdania

Cześć!

Dzisiaj przychodzimy pochwalić się troszkę. W ostatnim czasie udało nam się wygrać 3 rozdania. Kilka dni temu doszła ostatnia paczka, więc najwyższy czas pokazać Wam co znalazłyśmy w paczuszkach!

Pierwszą- a zarazem ostatnią jeśli chodzi o dostarczenie paczki- rzeczą jest zestaw pędzli od Rosewholesale. Rozdanie było organizowane na blogu szalonadarmowka.blogspot.com. Później kontaktowałyśmy się bezpośrednio ze sklepem i wszystko przebiegło pomyślnie, chociaż paczka szła bardzo długo- bo ponad miesiąc. Zestaw jest całkiem pokaźny i możecie się spodziewać jakiejś większej recenzji. Więcej o nim TUTAJ.




Justyna z jusstintime.blogspot.com wylosowała nas w rozdaniu i dzięki temu trafił do nas taki oto piękny zestaw kolorówki.



Kolejną rzeczą, jaka wpadła w nasze ręce jest zestaw z formy Farmona. Z pewnością będzie się tych produktów smakowicie używać! Tym razem obdarowała nas zafrikooo.blogspot.com


Dziewczyny! Wielkie dzięki za organizację rozdań! Jest nam niesamowicie miło, że właśnie do nas trafiły te nagrody. Na pewno się u nas nie zmarnują! DZIĘKUJEMY!


Na koniec przypominamy o naszym trwającym rozdaniu, gdzie możecie wygrać ten oto świetny róż i pędzel do niego. Zapraszamy do udziału w zabawie!



K. & Kasieńka

środa, 4 czerwca 2014

Trafiony zatopiony - czyli majowe denko Kasieńki!

Cześć Kochani,

Miesiąc na dobre skończony- czas a denko!

Kwiecień był dla mnie miesiącem zabiegania i urwania głowy. Brak czasu, same problemy więc i denko za duże nie jest. Ale jest, a to najważniejsze! W końcu będzie miejsce na coś nowego, innego może lepszego.


Tradycyjnie na początku próbki - tym razem tylko dwie.

 Cleanique - żel do mycia twarzy

Jak widać produkt od którego powinnyśmy zaczynać oczyszczanie. Zgadzam się z tym, ale pełnowartościowego produktu nie zakupie. Myślę, że jest dużo innych - tańszych, a tak samo dobrych. Ładny zapach, spełnia swą funkcję, ale to tyle co mogę po jednym użyciu powiedzieć.










Paese - puder ryżowy

Wieść o nim obeszła już chyba cały świat. Miniaturkę posiadam z paese boxa którego raz zamówiłam. Tak na prawdę o nim powinien być osobny post w serii "w pogoni za pudrem", ale już teraz chwalę się, że go zdenkowałam. W skrócie - puder przyjemny, lecz trochę za drobny jak dla mnie. Mało wydajny w moim mniemaniu ale spodobał mi się. Nie wykluczona, że kupię. 




No i koniec próbek. Czas na produkty duże z którymi nie zawsze tak łatwo się rozprawić i nieraz bardzo długo leża i czekają na denko.



Yves Rocher - mleczko do ciała z serii świątecznej - kakao i malina

Na tę recenzję najbardziej chyba czeka K. Dostałam ten produkt na święta w prezencie właśnie od niej :)
Zapach jest niesamowity, choć na pewno dla niektórych za słodki. Ja takie zapachy uwielbiam dlatego uważam to za ogromną zaletę. Dobrze nawilża, a efekt nawilżenia pozostaje na długo. Tak samo jak zapach który utrzymuje się przez cały dzień. Jednak jest to mleczko, więc konsystencja jest rzadka, przez co produkt jest mało wydajny i nie raz kapnął mi na podłogę. Mleczek nie lubię, ale tego używało się przyjemnie i z radością na twarzy.


Sephora - mleczko do demakijażu

Kupiłam ten produkt przede wszystkim ze względu na opakowanie. Opakowanie z pompką. Uwielbiam takie rozwiązania technologiczne. Wystarczy podsunąć wacik nacisnąć i gotowe. Idealna porcja produktu, szybko i sprawnie. Niestety jest tego minus, żeby wydobyć cały produkt musiałabym rozciąć ten plastik. A ponieważ, nie bardzo chciałam się w to bawić, to w opakowaniu trochę mleczka już za zawsze zostanie.
Kosmetyk dobrze zmywa makijaż - głównie stosowałam do oczu i sprawdził się dobrze, ale do czasu aż nie dostał się w zbyt dużej ilości do oka. Wtedy niestety je podrażniał. Zapach typowo Sephorowaty - już mi się przejadł. To mnie odrzuca od pielęgnacji Sephory - każdy kosmetyk pachnie tak samo. A jak tak bardzo lubię różne zapachy! Więcej nie kupię, ale nie dlatego, że coś było nie tak, tylko przez ten monotonny zapach. Ale tym co zapach nie robi problemu jak najbardziej polecam.


Avon Naturals - odżywka do włosów morela i masło shea

Produkt prezentowany jako ułatwiający rozczesywanie włosów. I rzeczywiście pomagał mi zmagać się z niesfornymi falami tuż po myciu. Jego średnia ilość nie obciążała włosów, jednak należy uważać , żeby nie przedobrzyć i nie zmusić tym samym do ponownego ich umycia. Jej zaletą na pewno jest cena. W promocji, która jest dosyć często dostaniemy ją w okolicach 7-8 zł co uważam nie jest dużo za taki produkt. Ładnie pachnie, choć po tylu miesiącach użytkowania, zapach mnie znudził. Być może kupię ponownie gdy zużyję włosowe zapasy.
 

Clarins - oczyszczający krem przeciw zanieczyszczeniom

Tak, o tym produkcie był pełny post i recenzja. A w skrócie - obłędnie pachnie, oczyszcza i bardzo go polubiłam. Obecnie mam coś innego, ale z oczyszczania Clarinsa na pewno nie zrezygnuje.  


Oriflame - puder pyłkowy

Najbliższy post poświęcę temu produktowi. A tymczasem chwalę się tylko denkiem. Jesteście ciekawe jakie zrobił wrażenie? Post już niebawem - zapraszam. 
 


Ziaja - masło kakaowe do ust

Kiedyś przypadkiem natrafiłam na ten produkt, gdy byłam wielką fanką Ziaji więc do kupiłam. Bardzo dobrze nawilżał usta i był niesamowicie wydajny. Obłędnie pachniał i  same och i achy. Jednak był tak wydajny, że mi się znudził i go porzuciłam na BARDZO długo. Ostatnio sięgnęłam po niego i zdenkowałam. Polecam, o ile jeszcze jest w sprzedaży. Tani i świetny do suchych, zniszczonych ust. 

BeneFit - baza zwężająca pory

O tym również pełen post zawisnął na blogu, jednak przypomnę co nie co. Świętnie ujednolica koloryt i zarywa pory. Nie powoduje wysypu nowych niespodzianek i upiększa makijaż. Fakt czasem miałam wrażenie, że jest nieco ciężka i tłustawa - tak jak to zauważyły dziewczyny w komentarzach, jednak bardzo pomagała mi w codziennym makijażu. Uwielbiam, i za kilka dni lecę kupić nowe opakowanie.
 

Inglot - podkład równoważący do cery tłustej 

Bardzo zainteresowało mnie to "równoważenie" cery tłustej. I tak nie zawiodłam się! Bardzo ładnie wyglądał na twarzy jednocześnie zakrywając niedoskonałości i nie robiąc maski. Utrzymywał się cały dzień i nie był zbyt ciężki, choć w porównaniu do mojego air de teint Lancolma to był ciężki. Ale teraz każdy mi się taki wydaje. Miło wspominam współpracę, a jego cena to około 40 zł. Bardzo wydajny i naturalny. Generalnie produkty Inglot uważam za godne uwagi i polecenia. Plusem ogromnym jest buteleczka stojąca do góry nogami - cały produkt ładnie spłynął i nic się nie zmarnowało lub tylko niewiele jeśli coś pozostało na ściankach.


I to by było tym razem tyle. Znacie któreś produkty? Lubicie?
Moje denko wyjątkowo z samych fajnych produktów się zrobiło - co bardzo mnie cieszy.

Całusy,

Kasieńka :*

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Oszczędna Kasia

Cześć!

Dzisiaj przychodzę z szybkim postem. Ostatnio zaczęłam się zastanawiać ile tak naprawdę wydaję na kosmetyki. Tutaj każda z Nas odpowie inaczej- jedne z Nas używają tańszej kolorówki, inwestują w pielęgnację, inne odwrotnie. Ja uważam, że w mojej kosmetyczce króluje raczej półka średnia. Po zbieraniu co miesiąc produktów, żeby pokazać Wam je w denku, stwierdziłam że jednak trochę tego jest i jak mogłabym zminimalizować koszty produktów, które używam na co dzień. Dzisiaj przedstawię Wam co zaczęłam robić, aby dwukrotnie zwiększyć wydajność mojego żelu do mycia ciała. Zapraszam! ;)


Pamiętacie śmierdziuszka? Pisałam o nim TUTAJ. Otóż niesamowitą zaletą tego produktu okazało się opakowanie!

Bardzo spodobała mi się forma takich kosmetyków- zaczęłam od żelu do mycia twarzy z Nivea, później była kolej tego żelu. I te opakowania z pompką wykorzystuję nadal- dzięki czemu mogę zaoszczędzić trochę produktu i cieszyć się z niesamowicie przyjemnej aplikacji.

Co musimy zrobić? Nic prostszego:


Przelewamy wybrany produkt do opakowania- około połowę, nawet trochę mniej.

Resztę dopełniamy wodą, hydrolatem, czymkolwiek płynnym i...


z połowy opakowania żelu mamy pełne opakowanie puszystej pianki, która posłuży nam około miesiąca. A w ciągu 2 tygodni zużyłam około 1/4 żelu przy normalnym stosowaniu.


Jak dla mnie- super sprawa i na pewno będę tak nadal robić. W ten sam sposób rozrobiłam już swój żel do twarzy i wydaje mi się, że to nie będzie koniec. Rozwiązanie idealne!

Dajcie znać jakie są Wasze sposoby na oszczędzanie na rzeczach do użytku codziennego. Może skusicie się na mój sposób?

Teraz każda kąpiel jest o wiele przyjemniejsza i powiem Wam szczerze, że forma zwykłego żelu zaczęła mi przeszkadzać, zdecydowanie wolę delikatną piankę.

Do następnego razu! 

K. ;*