zakładki

piątek, 31 stycznia 2014

1/2014

Witam Was Kochani serdecznie i zapraszam na pierwszy w tym roku projekt denko.

Mam ambitny plan, żeby co miesiąc mieć się czym z Wami dzielić jeśli chodzi o postępy w zużyciu kosmetyków, więc trzymajcie kciuki!



Dzisiaj kilka kosmetyków zużytych w ostatnim czasie, nie ma tyle tego co w grudniu ale nadal jestem zadowolona z ubytków.

Zaczynajmy

Serum na końcówki Garnier Fructis z serii Goodbye damage

Producent obiecuje scalenie końcówek. Jak dla mnie to obiecanki-macanki... Jest to niemożliwe, jedyne co w takim wypadku może pomóc to ostre nożyczki. Serum samo w sobie złe nie było. Ma przepiękny owocowy zapach, tak jak większość produktów z linii Fructis. Na włosy działa dobrze, zabezpiecza końcówki i o to chodzi.

Jedyne do czego mogę się doczepić to ilość kosmetyku, który wydobywa się po naciśnięciu pompki, troszkę za dużo a co za tym idzie wydajność nie jest mocną stroną tego produktu.



Dostępność: drogerie
Cena: ok. 16 zł
Czy kupię ponownie? Nie wykluczam


Ziaja intima płyn do higieny intymnej o zapachu brzoskwini

Bubel nad bublami.. Używałam go może tydzień, przeokropnie mnie podrażniał. Nie wiem nawet co mogę więcej o nim powiedzieć...

Zużyłam do mycia szmat po sprzątaniu bo tylko do tego się nadaje.

Dostępność: drogerie
Cena: ok. 8 zł
Czy kupię ponownie? NIE!


Bielenda matujący tonik ogórek & limonka

W porządku produkt, matowił delikatnie cerę, miał przyjemny zapach, odświeżał.
Miał zielony kolor, co można zauważyć na zdjęciu, bo coś tam na dnie zostało i waciki były również bardzo zielone, niby nic ale wolę przemywać twarz bezbarwnymi płynami, wydaje mi się że jest wtedy czystsza niż po zetknięciu z zielonym roztworem.

Dostępność: ja go kupiłam przez internet, ale możliwe że drogerie
Cena: ok. 10 zł
Czy kupię ponownie? Możliwe


Maseczka oczyszczająca Avon planet spa

Średnio oczyszczająca, ale przyjemna w użyciu.

Pełna recenzja TUTAJ


Dostępność: Avon
Cena: nie mam pojęcia, to był prezent
Czy kupię ponownie? Raczej nie chociaż zła nie była


Nivea pomadka vitamine shake

Pomadka jak pomadka, cudów nie robiła, a zapach nie był do końca mój, szybko się znudził. Zostawiała przyjemny kolorek na ustach.

Wygrzebałam ją do cna, gdy myślałam że już się skończyła, sięgnęłam po pędzelek i używałam jej jeszcze i używałam. Będziecie zdziwieni ile tam jeszcze produktu zostaje!

Dostępność: wszędzie
Cena: ok. 7 zł
Czy kupię ponownie? Raczej nie


Olejek z drzewa herbacianego Pharma Tech

Kupiony w aptece, po raz kolejny. Używam go do OCM, o czym już pisałam TUTAJ.
Czasami stosowałam go na wrastające włoski i bardzo mi pomagał, do tego jest naturalny, ideał.


Dostępność: apteki!
Cena: ok. 17 zł
Czy kupię ponownie? Już kupiłam ;)


Pasta Colgate Max white one

Bardzo fajna pasta, na pewno tak jak obiecuje producent nie będziemy mieć zębów bielszych o 1 odcień w 1 tydzień, bo gdyby tak było to nie powinno już starczyć skali na biel moich zębów, ale dokładnie je doczyszcza i raz na jakiś czas lubię do niej wrócić.


Dostępność: drogerie
Cena: ok. 10 zł
Czy kupię ponownie? Tak


Płatki kosmetycznie Ambio

Kupiłam na DOZ przy okazji jakiegoś zamówienia, kosztowały 1,5 zł. Same płatki złe nie były, ale muszę Was uczulić na jedną rzecz- jeśli kiedyś wpadną Wam w ręce, to uważajcie na ten otworek na dole, bo jest zdecydowanie za duży. Moje znalazłam na podłodze.


Próbki serum do końcówek Biovax

Okej, możliwe że kiedyś kupię pełnowymiarowe opakowanie.


I to by było Kochani na tyle. Cieszę się, że to zużywanie mi idzie.

A jak u Was? Pochwalcie się osiągnięciami!

Miłego weekendu!

K.




czwartek, 30 stycznia 2014

Sexy?

Cześć!

Już wracam do żywych, zaczęła się sesja, więc powiedzmy że już jest luźniej. ;)

Dzisiaj pokażę Wam tusz do rzęs, którego mam przyjemność używać już od około 4 miesięcy.

Mowa tu o tuszu Sexy Pulp firmy Yves Rocher.


Tusz w regularnej cenie kosztuje 57 zł. Dużo, ale często można go upolować na promocji. Ja dostałam go przy okazji jakichś zakupów za zawrotną kwotę jednego grosza.

Co obiecuje producent? Ekstremalnie pogrubione rzęsy i uwodzicielskie spojrzenie.

A jak to wygląda w praktyce?

Zacznijmy od szczoteczki, bo gdy pierwszy raz ją zobaczyłam to lekko się przestraszyłam, ale niepotrzebnie.


Wygięta w charakterystyczną falkę, średnich rozmiarów świetnie radzi sobie z okiełznaniem naszych rzęs. Jest to tradycyjna szczoteczka, taka jaką lubię, jakoś te silikonowe mnie nie przekonują. Dobrze rozczesuje, nie skleja.

Tuszu używam około 4 miesięcy, a jego właściwości są nadal takie same. Nic mi się nie osypuje, nie zgęstniało, nie tworzą się grudki. 

Przejdźmy do efektu na rzęsach:

gołe oko

jedna warstwa




Jak dla mnie na co dzień efekt idealny.

Ale możemy też uzyskać bardziej spektakularny efekt:


Tutaj nałożyłam dwie warstwy, jednak ja tego nie robię, bo nie lubię się z tym bawić. Jedna warstwa jak najbardziej mi wystarcza.

Kolejnym jej niekwestionowanym plusem jest trwałość. Potrafi wytrzymać te 12 godzin na oku, w stanie bardzo przyzwoitym, nic się nie sypie ani nie odbija.


To zdjęcie było zrobione o godzinie 20, makijaż robiłam o 8 rano, a w ciągu dnia byłam 2 godziny na aerobiku!


Jestem niesamowicie zadowolona z działania tego tuszu. Ale niestety już widzę że niebawem będziemy musieli się pożegnać (chociaż nie do końca, ale o tym w innym poście) bo widzę że się zaczyna kończyć- na szczoteczce już nie ma tyle tuszu jak na początku, zaczyna prześwitywać fioletowa szczoteczka. A to dlatego, że raz na jakiś czas wycieram nadmiar tuszu ze szczoteczki w chusteczkę, dzięki temu nie spotykam się z zaschniętymi grudkami na niej.


Jak dziś pamiętam moje pierwsze malowanie tym tuszem. Była to miłość od pierwszego maźnięcia!
Rzadko kiedy zdarza mi się, że lubię tusz od początku, nawet 2000 Calorie potrzebuje czasu aby lekko przyschnąć żeby osiągnąć maximum możliwości, a ten jest niesamowity od początku.

Absolutnie zakochana mówię Wam, że na pewno nie był to mój jedyny egzemplarz tego osobnika. Chociaż z kupnem poczekam, aż zużyję zapasy i oczywiście na promocję, bo uważam że nie ma sensu wydawać 60zł na tusz.


Miałyście okazję testować tusz Sexy Pulp? A może inne z tej firmy? Ciekawa jestem czy są równie dobre jak ten o którym pisałam.

Czekam ze zniecierpliwieniem na każdy Wasz komentarz!

Pozdrawiam,

K.



wtorek, 28 stycznia 2014

Doskonałość absolutna?

Cześć Kochani,

Na pewno nie jedna z Was słyszała/widziała reklamę nowej szminki od Avon. Mowa o szmince Absolutna Doskonałość - tutaj możecie poczytać o niej bezpośrednio na stronie Avonu --> klik

Jako, że od jakiegoś czasu poszukuję czerwieni idealnie dopasowanej do mojej urody, skorzystałam z możliwości zamówienia w poprzednim katalogu próbek tej szminki.
Oferta obejmuje takie kolory szminki jak czerwienie, róże i beże.

Spędziłam więc kilka dni na wybieraniu, które kolory próbek chciałabym spróbować, aż w końcu wybrałam i zamówiłam 5 różnych odcieni bardziej i mniej czerwonych.


Od lewej :
tender mauve, pure peony, tea rose, bare ruby, lovely cherry



Szminka Absolutna Doskonałość ma przyjemną i łatwo rozprowadzającą się konsystencja co jest jej dużą zaletą. O trwałości jeszcze mi się ciężko wypowiedzieć, ale na pewno uzupełnię tę kwestię jak tylko będę się mogła na ten temat sensownie wypowiedzieć.

Zauważyłam natomiast, że Tender Mauve jak również Tea Rose są bardzo delikatne, zyskują na kolorze dopiero po kilku maźnięciach. Oznacza to jedynie, że można łatwo dopasować intensywność do naszych potrzeb. 

Szminki na pierwszy rzut oka robią bardzo dobre wrażenie, mam nadzieję, że przy dłuższym używaniu nie stwierdzę, że ich nazwa to jedno wielkie zakłamanie :)
Do tej pory raczej byłam zadowolona z tego typu kosmetyków w Avonie - dlatego też i na te się skusiłam.

A teraz moje osobiste przemyślenie:
Kupując kilka próbek - kupiłam ich pięć każda za 1,50zł - płacimy podobnie lub trochę mniej niż za jedną pełnowymiarową szminkę. W tej samej/podobnej cenie mamy aż kilka odcieni, a więc możemy przebierać w makijażach. A ponieważ mamy duże szanse taką próbkę do końca zużyć, na pewno się ona nie zmarnuje (no chyba, że kompletnie z odcieniem nie trafiłyśmy). W końcu gdy mamy jedną pełnowymiarową istnieje duża szansa, że będziemy ją kończyć całe życie, bo czyż jeden odcień się nam zbyt szybko nie nudzi? 


Znacie? Lubicie? A może pierwszy raz słyszycie o Absolutnej Doskonałości?

Jak zawsze czekam na Wasze komentarze,

Kasieńka :*

niedziela, 26 stycznia 2014

Najlepszy peeling do twarzy.

Cześć Kochani,

Przybywam dzisiaj do Was z propozycja peelingu to twarzy. Do tej pory stosowałam przeróżne kosmetyki tego rodzaju, niestety nigdy nie byłam zadowolona. Zawsze na drugi dzień miałam suche, martwe skórki, które uwydatniane były przez podkład.
 
Jak ktoś jest posiadaczem cery bezproblemowej to tylko mogę mu pozazdrościć, bo ja do takich osób na pewno nie należę.
Z tego też powodu długo poszukiwałam peelingu, który choć trochę poprawi wygląd mojej twarzy i kondycję skóry.

Pewnego dnia zaczęłam przygodę z własnym wyrobem kosmetyków (o niektórych na pewno kiedyś tutaj przeczytacie) i na stronie zrobsobiekrem.pl zakupiłam niemały arsenał surowców kosmetycznych. Tam również przeczytałam same pozytywne opinie o tym że peelingu, więc go zakupiłam. A peeling ten to :




Jak widzicie jest to sproszkowana skała wulkaniczna. Brzmi groźnie? A jednak jest zbawieniem dla naszej twarzy.

Jednak aby go użyć, musimy coś z nim zrobić. Nie wyobrażam sobie zdzierać twarzy na sucho bez poślizgu. Auuuu

A więc do dzieła!
Co potrzebujemy? Opakowanie po starym kosmetyku lub jakiekolwiek pudełeczko do przechowywania - chyba, że za każdym użyciem chcemy robić świeży, to nie potrzebujemy. 
Ponadto jakiś żel do mycia twarzy i łyżeczka do mieszania.

Ja wybrałam żel do mycia twarzy z Oriflamu, a tutaj wybór jest dowolny.



Etap I:
Wlewamy żel do mycia twarzy do naszego pudełeczka po np. kremie


 Etap II:
Wsypujemy peeling ze skały wulkanicznej.
Ja na około 50ml żelu wsypuję dwie łyżeczki, ale robię to dość na oko, bo ważne jest by drobinek w naszym żelu było dużo, ale nie jakoś przesadnie, bo nawet jego mała ilość działa cuda.


Etap III:
Mieszamy! 


I gotowe! Peeling jest gotowy abyśmy go użyły :)



Jak ktoś nie wierzy, że peeling zdziała cuda to same spróbujecie. 50 ml takiego proszku kosztuje 3.99zł i starcza na bardzo długo. Ja już obdarowałam kilka osób, i sama zrobiłam kilka razy taką mieszankę a peelingu wciąż dużo.

A jakie są opinie moich obdarowanych?

K. jest bardzo zadowolona i na pewno wam o tych chętnie napisze, a moja bratowa jest mi dozgonnie wdzięczna, że nie musi już szukać innego peelingu :)

A może któraś z Was zna ten peeling lub robi sama inny? 
Pochwalcie się! Czekam na Wasze opinie :)

 Całusy, 
Kasieńka :*

sobota, 25 stycznia 2014

Co nieco o paznokciach

Witajcie!

Dawno mnie tutaj z Wami nie było, ale okres przedsesyjny daje się we znaki- 8 zaliczeń na 1 tydzień to wg mnie lekka przesada, w tym jedno, z którego wróciłam niecałe 2 godziny temu... Dodam, że nie studiuję zaocznie ani nawet wieczorowo... Ale jeszcze 1 taki sam tydzień i będę częściej z Wami. ;)

Moje paznokcie już wymagały skrócenia i ogarnięcia, więc postanowiłam się podzielić z Wami tym, jak wygląda ich skracanie u mnie.


Nie lubię mieć krótkich paznokci- czuję się wtedy, jakby mi ktoś odciął kawałek opuszka. Dlatego staram się nie musieć ich piłować na zero.

Nie używam nożyczek ani 'obcinaczki'- nie wiem jaka jest poprawna nazwa tego urządzenia, ale myślę że wiecie o czym mówię.;) Zawsze skracam je pilnikiem. Używałam ich wiele i najlepiej u mnie sprawdza się ten jeden jedyny szklany. Lecz nie jest to najtańszy pilnik, który dostaniecie w drogerii- takich też próbowałam używać, ale co jak co- piłować to się nimi paznokci nie da. Jedynie posmyrać, ale po co?

Mój pilnik zamówiłam u kuzynki, która jest konsultantką firmy ACT- produkującej naturalne, najlepsze blablabla wszystko. Akurat pilnik im się udał. Tutaj macie linka jeśli jesteście zainteresowane produktem. Może do najtańszych nie należy- kosztuje około 22 zł, ale szczerze Wam polecam zainwestowanie w lepszy pilnik- paznokcie są w o wiele lepszej kondycji niż gdy używałam jakichś tanich papierowych.

Następnie rogi paznokci wygładzam polerką- nie cierpię jak o coś haczę, jestem chora jak muszę chociaż chwilę spędzić z zadziorkiem bo np. nie mam nic do wyrównania krawędzi pod ręką. Moja jest już zużyta i powinnam kupić nową, ale aktualnie nie mam na to czasu z wiadomych względów.

Kolejnym krokiem było zmycie odżywki, która była na paznokciach- do tego celu użyłam zmywacza z Sensique- bardzo przeciętny, szału nie ma ale zmywa i nie rozmazuje wszystkiego dookoła.
Zwykle piłuję paznokcie pomalowane- gdy mamy jednolity kolor nie sugerujemy się wystającą poza palec częścią paznokcia- dzięki czemu jesteśmy w stanie spiłować go równo.

Na koniec pomalowałam je odżywką Eveline 8 w 1- bardzo dobrze znaną w blogosferze. Moim paznokciom służy, ale nie używam jej non stop- robię sobie raz na jakiś czas około tygodniową kurację i to moim paznokciom służy.


Oto efekt końcowy. Jest to dla mnie najkrótsza dopuszczalna długość.

Stan moich paznokci ostatnio bardzo się poprawił- nigdy jakiejś totalnej katastrofy nie było, ale są grubsze, twardsze i się nie rozdwajają. Dlaczego? Od kilku miesięcy łykam tran- wcześniej gdy łykałam też nie miałam z nimi problemów, po odstawieniu ich stan się pogorszył dlatego wróciłam do regularnego stosowania tego suplementu. Dodatkowo wdrożyłam w życie sposób piłowania tylko w jedną stronę zamiast w cały świat, tak jak mi pasuje. Myślę, że te dwie rzeczy w dużym stopniu wpłynęły na ich aktualny wygląd.
Dodatkowo moje paznokcie bardzo szybko rosną. Ale tak było zawsze i nie jestem Wam w stanie nic poradzić w jaki sposób zmusić je do szybszego przyrostu.

Wolicie krótkie, czy raczej dłuższe paznokcie? Obcinacie, czy piłujecie? 

I wolicie bardziej kanciate czy zaokrąglone?

Moje lepiej prezentują się długie i spiłowane w kwadrat. A przynajmniej takie mi się najbardziej podobają i najlepiej się w takich czuję.

Trzymajcie się ciepło w te mrozy!

K.


czwartek, 23 stycznia 2014

Nowy zestaw do brwi mam!

Cześć Kochani!

K. przez cały tydzień musi się uczyć do sesji więc pisać nie może, a ja mimo, że już prawie wszystko mam zaliczone to nie piszę bo.... NIE MAM INTERNETU. Wyobrażacie sobie? XXI wiek a u mnie internet nie działa. Skandal! No ale teraz, chwilowo na szczęście jest, więc od razu korzystam i piszę. I powiem Wam, że z każdym dniem coraz bardziej lubię pisać. Kiedyś nie znosiłam, ale to chyba dlatego, że zmuszano mnie na lekcjach języka polskiego pisać o lekturach i innych takich. Na samą myśl mam dreszcze. A teraz? Piszę od siebie, to co chce i jak chce. Wolność poczułam, to od razu i to zajęcie pokochałam. To taka moja dzisiejsza refleksja.

A co nowego kosmetycznego? Kupiłam wczoraj zestaw do brwi z NYX'a. Niestety nie miałam jeszcze okazji go użyć, bo dzisiaj siedzę w domu więc daję odpocząć twarzy od makijażu. Ale jak tylko go użyję to napiszę posta o pierwszych wrażeniach. Narazie Wam go tylko przedstawię:



Zestaw dostępny jest w dwóch gamach kolorystycznych (tak przynajmniej Pani w Douglasie mi powiedziała). Ja wybrałam ten bardziej naturalny tzn w kolorach brązu. W drugim są to kolory szarości, które dały by mocniejszy efekt podkreślenia brwi, który nie jest przeze mnie pożądany.
Mam nadzieję, że ten stworzy efekt delikatny, aczkolwiek widoczny, i naturalny.


Do zestawu dołączona jest spiralka i skośny pędzelek. Moje pierwsze wrażenie po zmacaniu ich jest takie - pędzel dość twardy, ale miejmy nadzieję, że dobrze się spisze, natomiast spiralka jest bardzo fajna w mojej opinii (powinna dobrze układać brwi )


Poza dwoma cieniami jest jeszcze wosk, który podobno ma nabłyszczać i ujarzmiać niesforne włoski.

Gdy wszystkie elementy macałam w sklepie, wydawały być się w porządku, dlatego skusiłam się na kupno. Przepraszam, do kupna skłoniła mnie jeszcze cena. Zestaw kosztował 28 zł. Uważam, że jest to dobra cena.

Jak tylko go użyję, przybiegnę do komputera pochwalić się wrażeniami!

A czy Wy znacie ten zestaw? A może używacie innego, ulubionego przez Was? Pochwalcie się.


Czekam na Wasze komentarze,

Kasieńka :* 

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Jak zmotywować się do skończenia nielubianego kosmetyku?

Cześć Kochani,

Dzisiejszy post to bardziej prośba o pomysły i Wasze doświadczenia niż moje idee i złote myśli.
Co kochane robicie gdy jakiś nielubiany przez Was kosmetyk nie chce się skończyć? 
Wiadomo, sam się nie skończy, więc cóż z nim zrobić?

Ja bardzo nie lubię wyrzucać rzeczy (szczególnie kosmetyków), które są w dobrym stanie. Więc zmuszam się, żeby owy kosmetyk wykończyć i zamknąć sprawę. Ale tak często brak mi motywacji i go po prostu nie używam, bo nie sprawia mi tyle przyjemności ile inne.

Moim głównym problemem są balsamy do ciała. Nie masła, nie olejki do ciała, lecz balsamy. Nie odpowiada mi ich konsystencja, a często też nudzi mnie po dłuższym czasie zapach.

Do tej pory jedynym moim pomysłem na motywacje jest kupienie innego, nowego, wspaniałego (a przynajmniej tak się nastawiam) następce tego niechcianego. I nie otwieram go dopóki nie skończę starego. Ponieważ nie mogę się doczekać oceny nowego, to regularnie używam tego, który najchętniej wrzuciłabym w kąt. Potrzeba jednak do tego dużo silnej woli i samozaparcia.

Tą metodą wykończyłam tego śmierdziela ( nie śmierdział, ale jego zapach mnie tak bardzo znudził, że pieszczotliwie dostał takie imię) :



Wydaję mi się, że nie ma go już w ofercie Oriflamu dlatego nawet nie będę pisać recenzji. Jedynie pochwalę się tym jakże upragnionym przeze mnie denkiem :)

Czy macie jakiś inny pomysł niż mój :)?
 Czekam na pomysły i pomoc.

Buziaki i życzę dobrej nocy,

Kasieńka :*

niedziela, 19 stycznia 2014

Tonik do twarzy - Oriflame

Cześć Kochani,

Od dwóch dni zbieram się do napisania dla Was tej recenzji, ale co krok czekają na mnie jakieś niemiłe niespodzianki jak nauka, obowiązki, sprzątanie czy też zwyczajne w świecie zmęczenie i senność.

A więc jak już się zebrałam - przybywam do Was z recenzją lubianego przeze mnie toniku do twarzy. Mowa o kojącym toniku z organicznymi ekstraktami z jagody i lawendy firmy Oriflame.


Tak o to prezentuje się pusta buteleczka. Jest to moja druga zużyta butelka, tak więc mogę się dosyć dokładnie wypowiedzieć na temat tego produktu.

Uwielbiam w tym toniku zapach. Jest cudowny! Nie jest nachalny,  jednak długo pozostaje wokół nas umilając nam chwile. Na prawdę, uwielbiam!!!

No ale jak wiemy zapach to nie wszystko, liczy się przede wszystkim działanie. No i cóż na ten temat mogę powiedzieć?
Tonik jest łagodny, idealny do wrażliwej skóry. Nie podrażnia, nie uczula-przynajmniej ja nic nie zauważyłam.
Dobrze oczyszcza cerę i jak już mówiłam, obłędnie pachnie.
Ponadto delikatnie, ale wyczuwalnie i przyjemnie chłodzi twarz. Jest idealny zarówno latem jak i zimą :)


Buteleczka jest zgrabna i przezroczysta, dzięki czemu widzimy ile produktu nam zostało (lub ile zużyłyśmy :P ). I a propos zużycia.... no tu ukryta jest jedyna wada - tonik jest bardzo ale to bardzo mało wydajny. U mnie znika błyskawicznie. I choć wiem, że toników zużywam dużo i często muszę sięgać po nowe opakowanie, to jednak inne o takiej samej objętości starczają mi na dłużej.Mimo to uważam ten tonik za godny uwagi i polecenia. 

Jego regularna cena to 23 złote i uważam, że jest to bardzo dużo jak za tonik który znika szybciej niż powinien, ale polecam kupić go w cenie promocyjnej oscylującej wokół 13 złotych. Ja tak też kupiłam obydwie butelki produktu. I wiem, że na pewno jeszcze kiedyś u mnie zagości, choć obecnie używam czegoś innego ( ale na ten temat poczytacie innym razem ).


A czy Wy znacie, lubicie? A może polecacie coś innego do tonizowania twarzy?

Czekam na Wasze propozycje i komentarze :)

Kasieńka :* 



piątek, 17 stycznia 2014

Tajemnicze pudełko- co w sobie skrywa?

Witajcie!

Dzisiaj szybki post, w którym ujawnię Wam zawartość tajemniczego pudełka.

Ciekawi co w nim jest?


Macie jakieś typy?

 
 To peeling kawowy! 

Po tym jak skończył się mój peeling z Bielendy postanowiłam spróbować zrobić coś z produktów dostępnych od ręki w moim domu. Znalazłam w czeluściach szafki starą kawę ziarnistą, więc zalałam ją wrzątkiem. Mina mojego chłopaka w tym momencie była bardzo ciekawa i chyba myślał, że naprawdę będę to pić. Dodałam do niego trochę imbiru oraz cukru, co uważam było zbędnymi składnikami bo mimo wszystko cukier się rozpuścił, a imbiru dałam chyba na tyle mało że nawet go nie czuć. Dolałam do całości oliwkę z Rossmana, która jak już wiecie nie sprawdziła się do mojej twarzy, ale do ciała jest jak najbardziej dobra.
 
I tyle. Peeling mieszka w pudełku po starym peelingu pod prysznicem i umila mi kąpiele. Zapach może nie do końca jest piękny, ale da się go znieść. Po użyciu skóra jest bardzo gładka i miękka, nie muszę stosować balsamu dzięki zawartości oliwki.
 
Jedyny problem z jego używaniem to pogrom jaki po sobie pozostawia pod prysznicem. Jest absolutnie wszędzie. Lubi też wejść pod paznokcie, ale wystarczy szczoteczka i mydło i po problemie.
 
Jestem bardzo zadowolona z tego peelingu. Takich efektów nie dawał mi żaden inny peeling drogeryjny. Myślę, że zostanie ze mną na dłużej.
 
Znacie ten peeling, używacie? Może dodajecie jakieś inne składniki? Chętnie o tym poczytam!
 
 
 
Dodatkowo, chciałybyśmy z Kasieńką Was poinformować, że szykujemy niespodziankę związaną z coraz większą liczbą wyświetleń naszego bloga. Co to jest dowiecie się, gdy stuknie nam magiczny 1000. Więc do dzieła!
 
Zapraszamy do odwiedzania, komentowania jak i zadawania pytań!
 
 
Do zobaczenia!
 
K.


W pogoni za pudrem - akt 2

Cześć Kochani!

Przybywam tej nocy do Was z recenzją pudru numer 2. Już Wam mówię co to za puder, albo właściwie sami zobaczcie :)

 Historia naszej znajomości (z pudrem) była dość ciekawa. No więc na początku całkowicie przypadkiem zwróciliśmy na siebie uwagę, podczas niewinnych zakupów w ogóle nie związanych z kolorówką. Także przypadek, ale czy przeznaczenie? Wątpię!

Gdy już razem zamieszkaliśmy, była wielka wojna i płacz. Długo żadne z nas nie złożyło broni. Mi nie podobała się konsystencja oraz to, że puder się osypuje, przez co moja cała toaletka wyglądała jakby stała w piekarni....niestety. A on nie chciał współpracować.
I cóż było dalej. W miarę upływu czasu, przyzwyczajenia do siebie jak również coraz to mniejszej ilości pudru w słoiczku, coś zaczęło się zmieniać. Zmieniać na lepsze.
Trochę to się nawet polubiliśmy, ale żeby być najlepszymi przyjaciółmi - co to to nie!



A teraz już trochę poważniej - puder, jak widać mam nadzieje na zdjęciu, zostawia białą barwę, a w zasadzie barwi włoski przy skórze. Nie powinno to mieć miejsca! I trochę dziwi mnie mnóstwo pozytywnych opinii na jego temat znalezionych w sieci.
Nie można mu jednak odebrać kilku zasług, takich jak: matowienie czy utrwalenie makijażu. Może nie jest to majstersztyk, ale narzekać akurat na te sprawy za mocno nie można.

Po skończeniu całego opakowania mam mieszane uczucia. Nie jestem niezadowolona, ale wrócić do niego raczej nie wrócę. No ale nigdy nie mów nigdy!

W porównaniu do Inglota, jego największą przewagą jest cena. Tutaj za 11 gram płacimy około 15 zł, a nie 40 zł za 2,5 grama :)

 Kolejny puder już czeka, i mam nadzieję, że okaże się być lepszym i milszym koleżką.

Zgadniecie co to za puder?

To puder polecony przez Networkerkę w pierwszym moim poście dotyczącym pudrów transparentnych.


Już widzę, że ma ciekawą pokrywkę :) Bardzo dobrze odbijającą świat - i tu widzicie, że zdjęcia wykonałam komórką ;p


Na koniec jeszcze małe zestawienie:

INGLOT ESSENCE
Efekt matujący tak tak
Utrwalenie makijażu tak raczej tak
Konsystencja bardzo dobra kiepska
Opakowanie eleganckie solidne ale tanie
Wydajność średnia nie najgorsza
Cena 40 zł 15 zł
Czy jestem zadowolona? TAK Raczek nie




A czy Wy już znacie All about matt? Co o nim sądzicie?
Dobranoc
Kasieńka :*

środa, 15 stycznia 2014

Pomieszajmy razem

Witajcie.

Dzisiaj chciałabym, żebyście razem ze mną przygotowali mieszankę do oczyszczania twarzy.


OCM, czyli Oil Cleansing Method to metoda polegająca na myciu twarzy naturalnymi olejami.

Jeśli wcześniej o tej metodzie nie słyszałyście, odsyłam Was do poczytania co nieco na jej temat np tutaj. KLIK

Swoją przygodę z olejami rozpoczęłam około roku temu. I pozostaje jej wierna. 

Na początku wydawało mi się, jak to tak nałożyć sobie olej na twarz? Przecież ani tego nie zmyje, będę się lepić i w ogóle to będzie fuuj.

Ale spróbowałam. Kombinowałam, zmieniałam proporcje i olejki i dzięki temu opanowałam tworzenie mieszanki, która najlepiej służy mojej skórze. 

Jak ona wygląda?
Używam olejku rycynowego, oliwki Hipp, oliwy z oliwek oraz olejku herbacianego.

Po kolei:

- około 20-30% stanowi olejek rycynowy

- do zapełnienia około 2/3 buteleczki dolewam oliwkę

- reszta to już oliwa- najzwyklejsza, którą też używamy w kuchni

- na koniec około 20 kropel olejku z drzewa herbacianego.

Mieszaninę trzymam w opakowaniu po jedwabiu do włosów z Joanny- jest to mała buteleczka z pompką.


Całość mieszam i trzymam obok umywalki- jest to ilość, która starcza mi na około 2 tygodnie więc nic się nie zdąży zepsuć.

Mieszanki używam do zmywania makijażu i sprawdza się niesamowicie. 
1 pompkę nakładam na twarz, masuję chwilkę, dokładam drugą i skupiam się już tylko na oczach.
Szmatkę z mikrofibry moczę w gorącej wodzie i przykładam na chwilę, przecieram twarz.
Po raz drugi nakładam olej na twarz i znowu masuję, po czym przykładam szmatkę 2 razy, za każdym razem przepłukaną w gorącej wodzie.
Na koniec przemywam twarz zimną- aby zamknąc pory i wycieram w jednorazowy ręcznik.

Po tym rytuale nakładam krem, maść czy cokolwiek czego moja skóra aktualnie potrzebuje.

Jakie zmiany odnotowałam podczas roku stosowania OCM?
Na pewno poprawę nawilżenia skóry. Dodatkowo jej oczyszczenie- na początku może się pojawić wysyp niedoskonałości, ale z czasem będzie coraz lepiej. Na pewno zauważalna jest poprawa kondycji brwi i rzęs.

Dodatkowo- jeśli dokładnie przeliczyć koszt, wcale tak drogo nie wychodzi.
Buteleczka olejku rycynowego to koszt ok 8 zł, oliwka to 15 zł, oliwa z oliwek (z pierwszego tłoczenia) 15 zł, olejek z drzewa herbacianego (koniecznie z apteki!- musi być to czysty olejek, a nie ten zapachowy do kominków) 18 zł.

W ciągu roku zużyłam po 1 buteleczce oliwy i oliwki, po 2 olejków- rycynowego i z drzewa herbacianego.

15+15+2x8+2x18=82 zł, dzieląc przez 12 wychodzi niecałe 7 zł miesięcznie.

Według mnie wcale to nie jest dużo jak na dobrą, naturalną pielęgnację naszej cery, dzięki której można wiele zyskać.


Te składniki, w takich proporcjach sprawdzają się u mnie znakomicie. Niekoniecznie sprawdzą się u Was. Trzeba przejść przez kilka składników, różne ich proporcje i metodą prób i błędów dobrać skład dla nas idealny.

Próbując trochę zaoszczędzić, kupiłam oliwkę z Babydream'a- jest o połowę tańsza niż Hipp z tego co pamiętam. Zrobiłam wszystko tak samo, ale następnego dnia miałam tak nieznośnie tłustą strefę T i policzki, że żaden puder ani bibułki matujące nie dawały rady. Po kilku dniach się zorientowałam, że przycyzną tego może być właśnie ta oliwka, więc ją odstawiłam, pobiegłam kupić Hipp'a i wszystko wróciło do normy.

Dajcie znać, czy stosujecie przedstawioną przeze mnie metodę. Jeśli tak to jakie olejki sprawdzają się u Was? 
 
A na koniec wrzucam Wam zdjęcie mojego kota wbiegającego w kadr, bo jak to!? Zdjęcia beze mnie?
 
Od razu lepiej, prawda? ;)
 
Trzymajcie się!

K. i Maurycy