Cześć!
Rouge Edition Velvet- odkąd pierwszy raz natknęłam się na nie w internecie, zaczęłam do nich wzdychać. Regularna cena nieco pohamowała moją natychmiastową chęć przetestowania ich, ale przy okazji pierwszej promocji pękłam i pierwsza pomadka trafiła w moje ręce. Poprzeczkę miały postawioną bardzo wysoko- skoro zbierają tyle pochlebnych opinii- to muszę być idealne. Czy tak jest?
Jako pierwszy postanowiłam wypróbować kolor 05 Ole flamingo! czyli fuksję z domieszką czerwieni czy koralu- bardzo nietypowy, intensywny odcień. A jako drugi przygarnęłam już spokojniejszy i delikatniejszy 07 Nude-ist, chociaż do odcienia nude jest mu dosyć daleko.
Pomadki dostajemy w kwadratowym plastikowym, porządnym opakowaniu. Nie ma mowy o niespodziewanym odkręceniu się aplikatora, Bourjois dba o jakość swoich opakowań. Aplikator to ścięta gąbeczka, bardzo "fluffy". Za jej pomocą bezproblemowo można wyrysować kontur ust, a ilość nabieranego produktu spokojnie wystarcza na aplikację jednej warstwy na całe usta. Nie używam żadnych konturówek przy tych pomadkach. Mają charakterystyczny zapach, nie do końca przyjemny ale na szczęście krótkotrwały.
Konsystencja pomadek jest leciutka, puszysta niczym obłoczek na niebie! Po nałożeniu na usta czuć wyraźnie warstwę produktu, ale uczucie to jest niesamowicie przyjemne- niby silikonowe, bardzo gładkie. Ja zawsze nakładam dwie warstwy produktu dla spokoju sumienia, pierwszą delikatnie odciskam w chusteczkę. Dzięki temu przez wiele godzin nie muszę się martwić o stan moich ust. No właśnie- a ile to wiele godzin? 8-godzinny dzień na uczelni nie jest im straszny, z przerwą na szybki lunch włącznie!
Były to moje pierwsze matowe pomadki, z jakimi miałam styczność. Do tej pory zawsze zjadałam to co nałożyłam na usta w przeciągu godziny, pozostawiając nieestetyczny kontur. Te pomadki zrewolucjonizowały mój makijaż! Od nich zaczęła się moja miłość do koloru na ustach!
Kolor na żywo jest o wiele bardziej intensywny, niestety aparat bardzo "zjadł" kolor. Jest to bardzo intensywna, żarówiasta fuksja.
Drugi kolor już jest zdecydowanie bardziej stonowany- spodoba się osobom taki jak ja, którym nie pasują delikatne róże czy jasne beże.
Na pewno zastanawiacie się jak wpływają na stan ust. Zacznę od początku- na pewno musimy zadbać o usta przed aplikacją. Chociaż o dziwo nie podkreślają wybitnie suchych miejsc, to po pewnym czasie na pewno się uwydatnią. Peeling i dobre nawilżenie to podstawa. A co do komfortu noszenia- przez pierwsze godziny jest świetnie. Po 4,5 można delikatnie odczuć ściągnięcie warg. Wtedy albo zostawiam je w spokoju, albo na wierzch aplikuję jakiś balsam nawilżający tracąc matowość, ale zyskując większy komfort noszenia.
Jedyna różnica, jaką między nimi zauważam to fakt, że Nude-ist zdecydowanie bardziej przesusza moje usta. Nie mam pojęcia dlaczego tak jest- ale za każdym razem po zmyciu tego koloru moje usta potrzebują więcej uwagi.
Pigment wżera się w usta i pozostaje na nich nawet jeśli sama warstwa pomadki już zejdzie- chociaż aby to się stało trzeba użyć płynu do demakijażu. Zmycie ich to nie lada zadanie- o moim sposobie przeczytacie w następnym poście. ;)
A czy Wy znacie te pomadki? Lubicie? Na jakie kolory warto zwrócić uwagę, a które raczej omijać? Które z matowych pomadek są najbliższe Waszemu sercu? Jak radzicie sobie z przesuszeniem, jakie mogą zafundować?
Ja najlepszej nie jestem w stanie wskazać, bo wszystkie które posiadam, czyli Bourjois i dwie serie Golden Rose są bezbłędne. Nie oddam żadnej! <3
Całuję!
K. ;*
Rouge Edition Velvet- odkąd pierwszy raz natknęłam się na nie w internecie, zaczęłam do nich wzdychać. Regularna cena nieco pohamowała moją natychmiastową chęć przetestowania ich, ale przy okazji pierwszej promocji pękłam i pierwsza pomadka trafiła w moje ręce. Poprzeczkę miały postawioną bardzo wysoko- skoro zbierają tyle pochlebnych opinii- to muszę być idealne. Czy tak jest?
Jako pierwszy postanowiłam wypróbować kolor 05 Ole flamingo! czyli fuksję z domieszką czerwieni czy koralu- bardzo nietypowy, intensywny odcień. A jako drugi przygarnęłam już spokojniejszy i delikatniejszy 07 Nude-ist, chociaż do odcienia nude jest mu dosyć daleko.
Pomadki dostajemy w kwadratowym plastikowym, porządnym opakowaniu. Nie ma mowy o niespodziewanym odkręceniu się aplikatora, Bourjois dba o jakość swoich opakowań. Aplikator to ścięta gąbeczka, bardzo "fluffy". Za jej pomocą bezproblemowo można wyrysować kontur ust, a ilość nabieranego produktu spokojnie wystarcza na aplikację jednej warstwy na całe usta. Nie używam żadnych konturówek przy tych pomadkach. Mają charakterystyczny zapach, nie do końca przyjemny ale na szczęście krótkotrwały.
Konsystencja pomadek jest leciutka, puszysta niczym obłoczek na niebie! Po nałożeniu na usta czuć wyraźnie warstwę produktu, ale uczucie to jest niesamowicie przyjemne- niby silikonowe, bardzo gładkie. Ja zawsze nakładam dwie warstwy produktu dla spokoju sumienia, pierwszą delikatnie odciskam w chusteczkę. Dzięki temu przez wiele godzin nie muszę się martwić o stan moich ust. No właśnie- a ile to wiele godzin? 8-godzinny dzień na uczelni nie jest im straszny, z przerwą na szybki lunch włącznie!
Były to moje pierwsze matowe pomadki, z jakimi miałam styczność. Do tej pory zawsze zjadałam to co nałożyłam na usta w przeciągu godziny, pozostawiając nieestetyczny kontur. Te pomadki zrewolucjonizowały mój makijaż! Od nich zaczęła się moja miłość do koloru na ustach!
Kolor na żywo jest o wiele bardziej intensywny, niestety aparat bardzo "zjadł" kolor. Jest to bardzo intensywna, żarówiasta fuksja.
Drugi kolor już jest zdecydowanie bardziej stonowany- spodoba się osobom taki jak ja, którym nie pasują delikatne róże czy jasne beże.
Na pewno zastanawiacie się jak wpływają na stan ust. Zacznę od początku- na pewno musimy zadbać o usta przed aplikacją. Chociaż o dziwo nie podkreślają wybitnie suchych miejsc, to po pewnym czasie na pewno się uwydatnią. Peeling i dobre nawilżenie to podstawa. A co do komfortu noszenia- przez pierwsze godziny jest świetnie. Po 4,5 można delikatnie odczuć ściągnięcie warg. Wtedy albo zostawiam je w spokoju, albo na wierzch aplikuję jakiś balsam nawilżający tracąc matowość, ale zyskując większy komfort noszenia.
Jedyna różnica, jaką między nimi zauważam to fakt, że Nude-ist zdecydowanie bardziej przesusza moje usta. Nie mam pojęcia dlaczego tak jest- ale za każdym razem po zmyciu tego koloru moje usta potrzebują więcej uwagi.
Pigment wżera się w usta i pozostaje na nich nawet jeśli sama warstwa pomadki już zejdzie- chociaż aby to się stało trzeba użyć płynu do demakijażu. Zmycie ich to nie lada zadanie- o moim sposobie przeczytacie w następnym poście. ;)
A czy Wy znacie te pomadki? Lubicie? Na jakie kolory warto zwrócić uwagę, a które raczej omijać? Które z matowych pomadek są najbliższe Waszemu sercu? Jak radzicie sobie z przesuszeniem, jakie mogą zafundować?
Ja najlepszej nie jestem w stanie wskazać, bo wszystkie które posiadam, czyli Bourjois i dwie serie Golden Rose są bezbłędne. Nie oddam żadnej! <3
Całuję!
K. ;*
fajnie że nie podkreśla aż tak suchuch miejsc, bo dlatego rezygnuje z matowych pomadek. Moze od nich bym zaczęła, kiedy już nawilżę usta :D
OdpowiedzUsuńNa początek będą według mnie najlepsze. Nie powinnaś się na pewno po nich zrazić do dalszych prób. ;)
UsuńNaprawdę ślicznie wygląda na ustach :) Pasują Ci takie kolorki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Juliet Monroe KLIK :))
Dziękuję Ci bardzo! ;)
UsuńLubię siebie w takich odcieniach. :P
Mam jeden kolor Frambourjoise. Czerwień przełamana różem, kocham go :)
OdpowiedzUsuńTen odcień zajmuje mi często myśli! Chyba będzie następny. ^^
UsuńNude-ist to kolor który skradł moje serce <3
OdpowiedzUsuńMyślałam, że będzie jaśniejszy. Ale jest bardzo w porządku. ;)
UsuńA ja zastanawiam się nad kupnem bourjois aqua laque 02
OdpowiedzUsuńTej serii akurat nie znam. Ale podejrzewam, że to kwestia czasu. ;)
UsuńBardzo lubię pomadki z tej firmy, niestety jednak jeszcze nie miałam okazji tej wypróbować, ale z pewnością to zrobię (w końcu niebawem w Rossmanie promocja na kolorówkę, więc może uda mi się coś wyhaczyć :)) Te kolory które masz, prezentują się bardzo ładnie. Ładnie wyglądają na Twoich ustach :) I śliczne loki ! :) Pozdrawiam ! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Kochana! ;*
UsuńPromocja w Rossmanie to idealna okazja! :D Udanych łowów i koniecznie daj znać jak się sprawdzą. ;)
Oba kolorki prezentują się pięknie, choć osobiście nie najlepiej czuję się w różach :D
OdpowiedzUsuńJa wolę u siebie fuksję. A chciałabym bardzo znaleźć pasujący mi delikatny róż na co dzień. ;)
UsuńOba kolory przepiękne.
OdpowiedzUsuńKażdy ma w sobie coś wyjątkowego. ;)
UsuńOba te kolory mnie kuszą i chyba kupię bo piękne szczególnie ole flamingo będzie idealny na lato :)
OdpowiedzUsuńJak najbardziej. Jest wyjątkowy. ;)
Usuńchwilowo spasowałam z matowymi pomadkami, jakoś mi się "przejadły" ;)
OdpowiedzUsuńJa jestem nadal w szale matu. ;) Chociaż latem lubię coś lżejszego. :D
UsuńUwielbiam te matowe pomadki, mam kilka odcieni, choć najbardziej się polubiłam z jasnymi, nudziakowymi różami. Pięknie wyglądają na ustach i są dość trwałe, choć u mnie ośmiu godzin nie wyrzymymują.
OdpowiedzUsuńŚwietne są! A co do kolorów- to ja jednak boję się tych typowo jaśniutkich róży- chociaż są przepiękne! Najjaśniejszy, na jaki się skuszę to na pewno Nude-ist. W reszcie wyglądałabym co najmniej źle.
UsuńWiesz, tak na prawdę żaden z tych odcieni nie jest bardzo jasny. Ja mam ich kilka i wszystkie są mocno widoczne na moich ustach. Ale to też może kwestia odcienia czerwieni wargowej, moja jest wyjątkowo jasna.
UsuńWłaśnie- a mój pigment na ustach jest dosyć ciemny. Podoba mi się tyle lekkich róży u innych, skusiłam się na kilka takich odcieni. Ale wyglądam w nich jak chora.
UsuńKolory rewelacyjne. Fajnie, że tak długo utrzymuje się na ustach:)
OdpowiedzUsuńTo jedne z najlepszych pomadek w moim dorobku kosmetycznym! ;)
Usuń