zakładki

sobota, 29 kwietnia 2017

Ubyło w kwietniu || Nivea, Avon, Yves Rocher, Biovax, Rival de loop, Lirene, Indigo, Neo Nail


Cześć!

Jak co miesiąc, przychodzę podsumować stan kosmetyczny. Zacznę od zużyć- denko to post, którego nie może u mnie zabraknąć. Jestem nadal w formie- całkiem sporo tego się zebrało.

Nivea Creme Care krem do oczyszczania twarzy

Krem to jak najbardziej trafne określenie w jego wypadku. To bardzo gęsty, w ogóle nie pieniący się krem. Zupełnie jak standardowa Nivea, której używam np. do zmywania pomadek. Niby się nie lubiliśmy, ale gdy go zabrakło stwierdzam, że wcale najgorszy nie był. Ale mimo wszystko wolę jak żel się pieni.


Avon naturals Herbal tonik 


Ot taki 100 ml maluszek. Całkiem przyzwoity. Miał przyjemny zapach i robił, co miał robić- przywracał skórze pH i może nawet minimalnie nawilżał.



Yves Rocher Sensitive Vegetal krem nawilżająco-łagodzący

Seria Sensitive Vegetal przeznaczona jest dla skóry wrażliwej. Zazwyczaj sięgałam po produkty z gamy nawilżającej, ale ta wcale od nich nie odstaje. Sprawdził się czy przy stosowaniu na dzień, pod makijaż, czy na noc. Intensywnie nawilżał, nie pachniał, łagodził i lekko natłuszczał.
Rival de Loop żel nawilżający

Kupiłam go z nadzieją, że będzie godnym zamiennikiem dla lubianego przeze mnie koncentratu nawilżającego Yves Rocher. Nie sprawdził się jednak tak dobrze- o czym poczytacie tutaj. Zużyłam  go przy wieczornej pielęgnacji, głównie do nawilżenia szyi i dekoltu. Był wydajny- bo męczyłam go długie miesiące. Nie odpowiada mi zupełnie jego lekko męski zapach, który był wyczuwalny przez dłuższy czas od aplikacji.

Avon senses Mystique mydło w płynie 

Tajemniczy,romantyczny aromat miał upoić zmysły. A tak naprawdę to irytował. Bardzo średnie połączenie nie wiadomo czego. Znam wiele lepszych mydełek, choćby te z Isany- w znacznie niższej cenie i o stukroć przyjemniejszym zapachu. Te zdecydowanie niewarte zachodu.
Yves Rocher peelingujący żel pod prysznic gruszka z czekoladą

 Uwielbiam limitowane serie YR. Te zimowe zwłaszcza wpisują się w moje gusta. Tutaj było owocowo i kakaowo. Przyjemny, otulający zapach umilał każdą kąpiel. Te żele posiadają minimalne, delikatne drobinki, które przy codziennym stosowaniu zastępują na dłuższą metę mocniejsze zdzieraki.





L'Biotica Biovax intensywnie regenerujący szampon bambus&olej avocado

Ta seria wybitnie przypadła do gustu moim wybrednym włosom. W połączeniu z odżywką tworzy zgrany duet. Szampon jest mleczny, ale zupełnie nie obciąża włosów. Nadaje się świetnie do codziennego użytku. Seria ma bardzo przyjemny, świeży zapach. Polecam kręconowłosym.

 L'Biotica Biovax intensywnie regenerująca maseczka do włosów suchych i zniszczonych

20 ml to pojemność idealna na wyjazdy. Albo do testowania. Albo jedno i drugie. Przyjemna maska, o cudownym zapachu. Właśnie z nim kojarzę Biovax. Włosy po jej użyciu były nawilżone i lekkie, bez sklejenia i przeciążenia.
Lirene krem do rąk i paznokci nawilżenie

Krem wpadł do mojego koszyka po tym, jak polubiłam się z inną wersją tej marki- z awokado. Tutaj już aż tak dobrze nie jest, choć to przyzwoity krem. Ale u mnie zdecydowanie w cieplejszych miesiącach. Zimą średnio dawał sobie radę, ale moje dłonie stały się bardzo wymagające w tym czasie. Bardzo lekki, delikatny i szybko wchłaniający się krem. Świetnie nadawał się do szybkiego zastosowania w przerwie przy komputerze, bo nie zostawiał śladów już po chwili. Ale też nie na długo dawał poczucie nawilżenia.


 Indigo Protein base

Nie jestem w stanie zliczyć ile już opakowań zużyłam. Absolutny ideał. Baza hybrydowa o właściwościach żelu. Nie używam już żadnej innej bazy, tej nie da się zastąpić. Nie wyobrażam sobie już życia bez hybryd, to po pierwsze. A po drugie bez tej bazy.

Neo Nail 4821 My Lolita

Mam ogromny sentyment do tego koloru jak i do Forever Calm- bo były to moje pierwsze hybrydy, które dostałam podczas I edycji Meet Beauty. To od nich zaczęła się moja owocna przygoda z hybrydami. Był to intensywny, neonowy róż. Piękny zarówno u rąk jak i u stóp.
Golden Rose Wonder Lash

Miłe zaskoczenie od Golden Rose. Nie znałam wcześniej ich tuszy, ale ten zachęcił mnie do dalszego poznawania. Ma tradycyjną, włochatą szczoteczkę, która zdecydowanie lepiej sprawdza się przy moich oczach niż silikonowe. Używałam go ponad 4 miesiące- nie najgorszy wynik. Jednak jego standardowa kwota- około 35 zł jest dla mnie nieco zbyt wygórowana. Niemniej jeśli macie okazję- warto wypróbować.


Kilka marek się powtórzyło, ale zużyte produkty były dla mnie nowościami. Do niektórych chętnie wrócę, z innymi żegnam się bez sentymentów.

Znacie któryś ze zdenkowanych produktów?

W następnym poście zapraszam Was na zakupy. Trochę tego będzie- poszalałam w ostatnim miesiącu.

Do zobaczenia!

K.

2 komentarze:

  1. Miałam ten krem z Nivea do oczyszczania twarzy i go nie polubiłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie spotkał się z dużym uwielbieniem z tego co czytałam.

      Usuń