zakładki

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Przybyło/ubyło w lipcu

Cześć!

Kolejny miesiąc za nami- co oznacza, że czas na podsumowanie. Zapraszam więc Was na kosmetyczny bilans lipca. Bez zbędnych wstępów i dużej ilości tekstu- zaczynamy!



Bohater TEGO posta. Bardzo miłe zaskoczenie- kolejny micel zasila szeregi  ulubieńców. Zmywa, nie piecze i pozostawia skórę doczyszczoną i w ogóle nie lepką. Teraz to będę miała wybór jeśli zachce mi się odpocząć od różowego Garniera!




 
Jeden ze ścisłej czołówki moich ulubionych płynów micelarnych. Świetnie radzi sobie z moim makijażem, nie pozostawia resztek tuszu co bardzo sobie cenię. Nie podrażnia, nie piecze, a łagodzi koi skórę. Bardzo lubię też zapach całej serii. Do dostania wiadomo- w salonach YR, koniecznie w promocji.


Yves Rocher Monoi de Tahiti szampon-żel pod prysznic

Uwielbiam zapach olejku Monoi- tutaj miałam go zamkniętego w formie żelu. Jako szampon nie odważyłam się go stosować. Pozostawia pachnące ciało na długo po kąpieli- a w połączeniu z olejkiem czy wodą toaletową tej firmy nie daje o sobie zapomnieć i przez najbliższe dni po zastosowaniu. Jeśli lubicie ten zapach- to pozycja obowiązkowa w Waszej letniej kosmetyczce.



Przecudowny balsam do ciała. Po nim dopiero zrozumiałam jak dobrze ciało może być porządnie nawilżone. Więcej pisałam TUTAJ. W skrócie- świetny balsam, o treściwej choć dziwnej konsystencji. Dawał mi poczucie nawilżenia i na dwa dni- choć w większości przypadków i tak stosowałam go codziennie- bo po prostu było to bardzo przyjemne. Polecam wypróbowanie każdemu- powinniście zobaczyć różnicę. 


Moje włosowe odkrycie! KLIK Moje kręciołki bardzo go polubiły- po jego użyciu wyglądały po prostu lepiej. Serum nakładałam na wilgotne włosy, dokładnie wcierałam i pozostawiałam do wyschnięcia. Potem mogłam cieszyć się sprężystymi lokami, nieposklejanymi. Sprawdzone info- nie powoduje przetłuszczania włosów- bo czasem zdarzyło mi się nałożyć go za dużo, albo za wysoko. Godne uwagi serum.




Pamiętacie post o blokerach? KLIK 

Próbowałam kogokolwiek z rodziny nakłonić do zużycia go i się nie udało. Piecze zawsze, bez względu na typ czy wrażliwość skóry. Tego zdecydowanie nie polecam. Wersję do skóry wrażliwej już owszem-jest niesamowicie delikatna, a przy tym efektywna. Tutaj pamiętajcie- piekło!
 


Sally Hansen  zmywacz do paznokci do suchych i łamliwych paznokci z witaminą E i aloesem

Ogromna butla- bo aż uwaga: 236.5 ml wystarczyła mi na długie lata. Zmywacz dobrze radził sobie ze standardowymi lakierami, czy jak w ostatnich miesiącach ze zmyciem odżywki. Ciemne lakiery potrzebowały dłuższego posiedzenia, ale w ostateczności się z nimi rozprawiał. Nie powiem żeby od razu nawilżał, ale nie wysuszał dodatkowo płytki czy skórek.  Całkiem przyzwoity zmywacz, ale z chęcią wrócę do zielonej Isany.
 

Nazwany szumnie płynem do usuwania masy żelowej i lakierów UV- w rzeczywistości po prostu aceton. Bardzo dobry jakościowo, rozpuszcza hybrydy w stopniu zadowalającym. Po raz kolejny przy acetonie kosmetycznym zadziwia mnie zapach- rzekłabym  że nawet przyjemny. Za co oczywiście duży plus. Kolejną zaletą jest dla mnie jego cena- niecałe 6 zł w sklepie stacjonarnym. Tym razem postawiłam na dużą półtoralitrową butlę- zobaczymy na ile wystarczy. Jedyne „ale” mam do opakowania- ma ogromną dziurę z której zdecydowanie za dużo się wylewa- ale po                                                                                                            prostu przelewam go do butelki z dozownikiem.
  



 
Od niego zaczęła się moja przygoda z hybrydami. Spełnia swoje zadanie w 100%- a po zmianie widzę, że to wcale nie takie oczywiste. Nie miał konkretnego zapachu, może lekko alkoholowy- ale nie jest to produkt do wąchania. 100 ml wystarczyło na całkiem długo- prawie rok. Polecam cały zestaw od Nao Nail- mają bardzo dobre jakościowo produkty, czy to lakiery czy aceton.


Physiogel krem łagodzący do skóry suchej, podrażnionej i nadwrażliwej

Używałam kiedyś tego kremu i żelu do twarzy i bardzo sobie chwaliłam. Niesamowicie delikatny i mocno nawilżający. Do tego próbka 10 ml to już taka ilość, po której widzimy czy spasował naszej cerze.


Benefit They’re Real!

Miniaturka maskary- i wiecie co? Dobrze, że trafiła w moje ręce, bo jakbym wydała na ten tusz zdecydowanie ponad 100 zł to płakałabym przy każdym użyciu… Nic specjalnego, wręcz tusz poniżej przeciętnej. Sklejał rzęsy, efekt wcale aż tak spektakularny nie był. Nauczyłam się w końcu z nim obchodzić, ale gra zdecydowanie nie była warta świeczki. Dodatkowo- co nigdy ale to przenigdy mi się nie zdarza- w ciągu dnia odbijał się pod oczami, osypywał. Cieszę się, że mogłam go wypróbować- bo widzę że nie ma sensu   wydawać więcej pieniędzy na tusz do rzęs. Ten z Lovely czy Eveline za 10 zł spisuje się u mnie o niebo lepiej.

Na temat tuszu szykuję dla Was osobny post, gdzie dokładnie dowiecie się co mam mu do zarzucenia. 

I na koniec zostawiłam jedyną rzecz, jaka zasiliła moje zasoby w tym miesiącu.




A jest to nowy tusz od Bourjois- Volume reveal, który udało mi się zgarnąć w ramach akcji testowania w Super Pharm. Ma niesamowicie ciekawe opakowanie- bo z lusterkiem! Ale o nim porozmawiamy inny razem- na pewno pojawi się w odpowiednim czasie jego recenzja, żebyście wiedziały czy warto po niego sięgnąć. Kosmetyki Bourjois uwielbiam- mam nadzieję, że ta maskara dołączy do szeregu ulubieńców. 

I to koniec mojego podsumowania w kwestii kosmetycznej siódmego miesiąca roku. 

(-) 9 kontra (+) 1 to całkiem satysfakcjonujący wynik.

A jak u Was? Znacie jakiś z prezentowanych przeze mnie kosmetyków? Co o nim myślicie? Znacie They're real? Bardzo ciekawi mnie jak u Was się sprawdzał.

Całuję!

K. ;*




6 komentarzy: