Cześć!
Dzisiaj przyszedł czas na bliższy zoom na jeden produkt z mojej codziennej kolorowej kosmetyczki. Zapraszam Was na kilka moich słów o dość sławnym tuszu do rzęs marki Lovely. Wiecie o kogo chodzi?
Na początek kilka słów o moim podejściu do tanich tuszy do rzęs. Ten, który dzisiaj Wam przedstawię zdecydowanie do tego grona należy. Jest dostępny w drogeriach z szafą Lovely za zawrotną cenę 9 zł. Ja zaopatrzyłam się w niego podczas 40% obniżki, tak więc jego cena jest bardzo niska.
Nigdy wcześniej żaden z tuszy tańszych niż te 20 zł nie zaspokoił w żadnym ale to żadnym stopniu moich oczekiwań. Kończyło się to płaczem i zgrzytaniem zębów (no, może trochę przesadziłam;)). Końcowy efekt wiązał się z posklejanymi rzęsami i odbitymi na czole plamami. Wieczorem było już tylko gorzej- pandy bardzo lubię, ale niekoniecznie pod moimi oczami.
Co nam obiecuje w tym przypadku producent? Podkręcone i uniesione rzęsy.
A jak jest w rzeczywistości?
Oceńcie sami.
Tak prezentuje się jedna warstwa tuszu.
Tak dwie.
Efekt bardzo mi się podoba. Czasami zdarzy jej się skleić rzęsy, ale przeczesanie czystą szczoteczką załatwia sprawę. Trzyma się cały dzień.
To (prześwietlone, ale to o co mi chodzi widać:D) zdjęcia zrobiłam po ponad 10 godzinach noszenia tuszu na oczach.
Posiada on silikonową szczoteczkę z różnej długości włoskami- z jednej strony są krótsze a z drugiej dłuższe, za którymi szczerze mówiąc nie przepadam. Ale ta daje radę, chociaż obawiałam się pierwszego użycia. Zupełnie niepotrzebnie jak się potem okazało.
Bardzo lubię efekt, jaki od ponad dwóch tygodni tusz daje mi na co dzień. Mam zawsze problem z malowaniem rzęs, bo ze względu na budowę mojego oka, każda próba od dobrych kilku lat kończy się zapćkanym okiem. Widocznie taka moja natura. Patyczek kosmetyczny w tym wypadku daje sobie radę ze zgarnięciem przyschniętego tuszu na mojej powiece. Próbuję znaleźć na to sposób, jednak jak na razie bezskutecznie.
Może Wy jesteście w stanie mi podpowiedzieć co mogę jeszcze wypróbować, aby móc z radością stwierdzić że nie pomazałam się cała tuszem? Lusterko pod brodą, łyżka, specjalne osłonki niestety mi nie pomagają.
Znacie ten tusz? Lubicie?
Jeśli nie to koniecznie spróbujcie! Za taką cenę zdecydowanie warto! Może okazać się Waszym absolutnym ulubieńcem.
Pozdrawiam Was serdecznie, do następnego posta!
K. ;*
P.S. Zapraszamy jeszcze do zgłaszania się do naszego dobiegającego końca rozdania! Macie czas do jutra dopółnocy! KLIK
Uwielbiam silikonowe szczoteczki, mega się sprawdzają przy moich rzęsach, a naprawdę bez wymalowanych wyglądam jakbym ich w ogóle nie miała! Świetny efekt, uwielbiam!
OdpowiedzUsuńA mnie one jakoś kują w oczy!:D Ta też, ale dramatu nie ma. Jednak wolę tradycyjne, gęste szczoty. ;)
Usuńmam ten tusz i go uwielbiam ;)
OdpowiedzUsuńMnie dziewczyny tez namowily na ten tusz. By lam sceptycznie nastawiona ale jestem zadowolona. Hm ale jaka budowa oka? Ze co? ;) masz dlugie sliczne rzesy
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo;) Staram się o nie dbać i chucham na nie i dmucham.
UsuńA chodzi mi o to, że nie umiem ich pomalować bez ubrudzenia powieki. Po dotknięciu tuszu i pojedynczym przejechaniu od razu wzdłuż linii rzęs mam ślady po tuszu. Muszę poczekać aż wyschnie i wtedy patyczkiem je zmazać;)
Jeszcze go nie miałam, ale słyszałam, ze jest niezły. Co do umazania tuszem, ja zawsze wyjeżdżam poza rzęsy:/
OdpowiedzUsuń